piątek, 9 maja 2014

Yyy... Hej?yyy... hej?

Yyy... Hej? Nie miałam pojęcia, że jeszcze ktoś może to czytać... Słuchajcie (jeżeli jest tu więcej niż jedna osoba to WOW) nie ma rozdziałów, bo straciłam ten zapał, dużo też się działo w moim życiu, zresztą nadal się dzieje i to niekoniecznie dobrze, kurde tak jakby straciłam swoją inspirację... Zdałam sobie sprawę, że 1D nie było tak na dłużej w mojej głowie. Przepraszam jeżeli kogoś zawiodłam. Nie mam pojęcia czy będę kontynuować tego bloga jednakże jeżeli zobaczę jakiś odzew od przynajmniej 3 osób to spróbuję to doprowadzić do końca, ale mówię SPRÓBUJĘ. Jeszcze raz przepraszam i do zobaczenia(?).

piątek, 6 września 2013

Rozdział 13 (...) Zrozum, że Cię kocham!



I tak oto nasz Hazza się zakochał. Nie widział nic prócz Suzi. Oczywiście dostała bilety na nasze koncerty. Przyszła z dwiema przyjaciółkami, które miały być dla mnie i Louisa. Lecz oboje stwierdziliśmy, że jedyne co może nas łączyć to wspólna koleżanka. 
‘’Moja dziewczyna’’ miała na imię Tamara, wysoka szatynka z długimi włosami i zielonymi oczami. Była dość miła, lecz bardzo irytował mnie jej okropny chichot. Śmiała się ze wszystkiego, opowiadałem jej o koncertach i fankach, które na nich płaczą, zaczęła chichotać i mówić,
 że ona by wyła z rozpaczy na mój widok na ich miejscu. Nie lepsza była kandydatka dla Lou, 
która wyglądała identycznie jak on prócz długości włosów. Okazało się, że Lidia miała obsesję na punkcie naszego zespołu i była psychofanką Louisa. Biedni my zwinęliśmy się zza kulis szybciej niż stado głodnych tygrysów. 

2 tygodnie później wszyscy poszli do klubu włącznie z nowo poznanymi dziewczynami.
 Zostałem w domku i szykowałem wszystko na nadchodzącą godzinę…

Kilka godzin wcześniej

Siedziałem na balkonie ze szkicownikiem bazgrząc coś, co według mnie nie miało jakiekolwiek sensu. Poczułem w pewnym momencie, że ktoś mnie obserwuje, kiedy podniosłem wzrok nad swój zeszyt napotkałem te piękne, czekoladowe oczy.

-Hej Zayn – powiedziałem z uśmiechem na ustach.

-Hej Li – również odpowiedział mi uśmiechem.

- Jakieś plany na dziś? – zapytałem, choć dobrze znałem odpowiedź.
 Codziennie, prócz dni przed i po koncercie chodziliśmy do klubów, lecz ja zwykle zostawałem 
w swoim tymczasowym pokoju z obawy spotkać Tamarę, która przyczepiła się do mnie jak rzep psiego ogona.

- No pewnie! – wyszczerzył się do mnie zapalając papierosa – dziś idziemy do Green Nights.

- Tamara idzie? – zadałem pytanie z nadzieją na odpowiedz przeczącą, lecz Zayn opacznie zrozumiał mój ton głosu.

-Uuuuuu nasz Liam się zakochał? – zaśmiał się i zaczął robić jakieś dziwne gesty mające na znaczeniu seksualnym.

- Do czego to doszło, – westchnąłem – że człowiek nie może się spokojnie spytać, bo już go posądzają o miłość.

- Oh, Liamie chce być waszym świadkiem i chrzestnym twojego pierwszego synka – zaczął marzyć z uniesionym palcem w górze – na drugie musi mieć Zayn, może uzyska dzięki temu talent do podrywania dziewczyn oraz wspaniałe ciało i głos, będę go uczyć wszystkiego – wyszczerzył się jeszcze bardziej.

- Oj zamknij się bałwanie – zaśmiałem się i rzuciłem w niego poduszką z fotela.

- Dzięki kochasiu za podusię, choć powinieneś zadbać, aby to Tamarze nie zabrakło poduszeczki – uśmiechnął się i usiał na poduszce dopalając papierosa.

Jak zaczarowany zacząłem rysować Zayna z profilu palącego marlboro w jego ulubionej skórzanej kurtce. I nawet nie zorientowałem się, kiedy ktoś za mną stanął.

- Powiedz mu, najlepiej jak najszybciej – powiedział Hazza szeptem.

Podskoczyłem upuszczając szkicownik oraz ołówek. Chłopak usiadł naprzeciw mnie i dopiero wtedy zobaczyłem, że Mulata już nie ma na balkonie.

-Stary, ile będziesz to ciągnął? On pozatym myśli, że podoba Ci się ta dziewczyna z inteligencją buta.

- Harry dobrze wiesz, że nie jest to łatwe… - westchnąłem podnosząc swoje rzeczy.

- Jest łatwe, jest łatwe jak zabranie dziecku lizaka. Tylko ty nie chcesz Liam zaryzykować, 
bez ryzyka nie ma życia – powiedział patrząc prosto w moje oczy – dziś idziemy do klubu, ty zostaniesz w domku i przyszykujesz dla was kolacje, tylko nie rób cukierkowej scenerii z filmów, 
bo się wystraszy. Ja się go jakoś pozbędę z imprezy i wróci do domu. I kiedy przyjdzie macie usiąść przy stole, wpieprzać twoje wspaniałe jedzenie i wyznać sobie wszystko.

Patrzyłem na niego oniemiały. Przecież ten plan nie wyjdzie. Jestem dla niego zwykłym przyjacielem 
i nikim więcej, choć nie raz chłopaki z nas żartowali, że ja jestem mężem a on żoną, ale to były zwykłe i głupie żarty. Przyglądałem się swoim dłonią i analizowałem wszystkie za i przeciw.

- Dobra. Zgadzam się- powiedziałem, na co loczek zareagował wielkim uśmiechem- ale jeżeli zniszczy to moją przyjaźń z nim to osobiście masz mnie pilnować przed moją głupotą.

-Obiecuje, obiecuje, obiecuje – wstał i przytulił mnie mocno – ale ja sądzę, że nie będę Ci potrzebny – puścił do mnie oko i wyszedł z pokoju.

 I w ten oto sposób właśnie skończyłem przygotowanie na przyjście Zayna. Musiałem być pewny siebie i opanowany. ,,Spokojnie, to jak wyrwanie zęba. Trzeba zrobić to spokojnie bez zbędnych krzyków, lecz szybko” powtarzałem w myślach bez końca. Spojrzałem na pokój, był lekko oświetlony przez kilka świec na stole, ławie oraz innych meblach. Starałem się tak postawić dzisiejsze źródło światła, aby nie spalić przy okazji domu oraz siebie. Na stole stało już wino i sałatka warzywna, 
jaką lubi Zayn. Biały obrus, czerwone i żółte tulipany, niebieskie serwetki oraz wcześniej wspomniane świeczki tworzyły naprawdę super atmosferę. Gdy tak rozmyślałem nad dzisiejszym wyznaniem usłyszałem kaszel palacza oraz poczułem mieszankę perfum Calvina Kleina z Lacoste
i wiedziałem, że teraz już muszę się wziąć w garść. Wszedł do pokoju powoli i uważając na każdy stawiany krok, pewnie myślał, że śpię.

- O… Nie śpisz? – Ha, moja intuicja nigdy mnie nie zawodzi, rozejrzał się po pokoju, 
a gdy jego spojrzenie zeszło na stół powiedział:

- Czyżbym w czymś przeszkodził?

- Nie… Właściwie to czekałem na…

- Niech zgadnę. Wystawiła Cię. – przerwał mi, a ja wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia, czyżby było to oczywiste, że każda dziewczyna mnie wystawi?

- Dobra, nieważne. Odgrzej kurczaka to zjemy go razem – uśmiechnął się do mnie szeroko i podszedł do stołu, otworzył wino i nalał nam do kieliszków.

Kiedy usiedliśmy razem i zaczęliśmy jeść chciałem jakoś zacząć rozmowę, lecz skutki były fatalne.

-Czemu przyszedłeś wcześniej? – zapytałem wkładając sobie kawałek mięsa i sałatki do ust.

- Szczerze? Nie miałem ochoty iść z nimi do durnego klubu, gdzie niewiadomo skąd pojawiła się Perrie – odpowiedział przesłodzonym głosem i napił się z kieliszka.

Perrie?! Kuźwa czy Harry oszalał już do reszty?

- Ale gadałeś z nią czy cokolwiek? – niepokoiłem się, że pomysł Hazzy zaszedł za daleko, w końcu nie było to łatwe rozstanie dla Zayna.

- Nie. Weszliśmy do klubu i zobaczyłem z daleka jakąś dziewczynę, a gdy podszedłem parę kroków bliżej zobaczyłem Perr. Zdziwiłem się, bo przecież powinna być w Anglii i nagrywać teledysk do ich nowej piosenki z tego, co wiem, a nie szlajać się po klubach z jakimiś fagasami.

,, Zabiję go” to jedyne zdanie teraz było w mojej głowie.  Oczywiście po zjedzonej kolacji poszliśmy do swoich pokoi, lecz po godzinie wpatrywania się w sufit i po nieudolnych próbach zaśnięcia udałem się do pokoju Zayna.

- Li? Co ty tu robisz?- zapytał szeptem mulat podnosząc się na łokciach.

-Wybacz, miałem głupie myśli i nie chce zostawać sam- skłamałem gładko, dobrze, że było ciemno
 i nie zobaczył moich rumieńców, które zawsze mnie zdradzają, kiedy kłamię.

-No pewnie, że nie chcesz być sam. Ładuj się koło mnie, ja też nie mogę spać-powiedział robiąc miejsce dla mnie i odchylając trochę kołdrę.

Usnąłem nawet nie wiem, kiedy, lecz obudziłem się bardzo wcześnie, po cichu zszedłem na dół,
 ale w kuchni już czekał na mnie Harry z zaciekawieniem wypisanym na twarzy.

-I jak noc? –zapytał z chytrym uśmieszkiem.

-Nijak, nie powiedziałem mu, nawet nie dał mi dojść do słowa – powiedziałem obojętnie nalewając sobie kawy do kubka.

- No nie gadaj… Tyle się namęczyłem, żeby wyszedł z klubu…

-Właśnie- przerwałem mu- co cię skłoniło, żeby zapraszać do klubu Perrie

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, ale po chwili lokaty wybuchł śmiechem.

- Czyli się nabrał! Hahahaha, to dobrze – śmiał się nadal jedząc ciastko i brudząc się przy okazji czekoladą to nie była Perrie, kilka dni temu spotkałem koleżankę ze szkoły, która przeprowadziła się tutaj z rodzicami, jest wschodzącą aktorką, a pozatym wygląda prawie tak samo jak Edwards.

- No to ci się udało stary, Zayn był wściekły wczoraj, że ją widział.

Nie wiedziałem co czuję, różne emocje mną targały, byłem jednocześnie szczęśliwy z tej wczorajszej nieudanej kolacji, ale byłem zły na Hazze za to, że wkurzył Malika. Bez słowa udałem się do swojego pokoju. Włożyłem do uszu słuchawki i położyłem się na łóżku, a towarzyszący mi głos Zary Larsson, skłonił mnie do myślenia o wczorajszym wieczorze. Zastanawiałem się czy to wszystko dalej ma jakikolwiek sens, nie jesteśmy już tymi samymi chłopakami, którzy byli przed wygraną w X-factorze. Później moje myśli skierowały się na tor zwanym Zayn Malik. Okropnie się na siebie wkurzałem za to, iż jestem takim tchórzem i nie potrafię wyznać mu swoich uczuć, przecież to powinno być łatwe, lecz dla mnie jest to jak zjedzenie łyżki cynamonu. Westchnąłem cicho i spokojnie zasnąłem. Obudziłem się około 9 wieczorem, zszedłem na dół i zobaczyłem Niall’a i Pat siedzących na kanapie.


-Wyszli – powiedział Niall, kiedy usiałem na kanapie obok nich.


- Chłopaki chcieli iść się porządnie napić, więc Malik poszedł ich pilnować, a my zostaliśmy – dopowiedziała Pat.


Po kilku godzinach wrócił Hazza z Suzi i zamknęli się w pokoju, po dość głośnych krzykach wiadomo było, co robili, za nimi jakieś 30 min później wrócił Louis z jakąś dziewczyną i usiedli z nami przed telewizorem. Około godziny 12 wszyscy rozeszli się do pokojów. 

Włączyć proszę piosenkę na górze! 
Lepiej się czyta.
 
Usiadłem na parapecie, gdy nagle błyskawica przecięła ciemne niebo. Na dworze szalała burza, a jego wciąż nie było. Spojrzałem na zegarek, była już 3 w nocy. Reszta już dawno wróciła tylko nie on. Martwię się o niego. Siedziałem po cichu w pokoju i przyglądałem się kroplom deszczu na szybie. Myślałem o tej całej trasie. Nie byłem nadal przekonany czy to dobry pomysł. Przez rok mamy mieć tylko 3 tygodnie wolnego. Ja wiem, że jest to cena sławy, ale martwiłem się, że sam nie wytrzymam psychicznie ani fizycznie. Otworzyłem lekko okno i poczułem zimne krople wody na skórze. Choć trochę mnie to uspokoiło, ale nie na długo. Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem Malika, szedł spokojnie z rękami w kieszeniach i mókł na deszczu. Szybko wybiegłem z pokoju, o mało nie zabijając się o schody i wybiegłem na ulice. Nie przejmowałem się tym, że lało jak z cebra, było mi zimno i pewnie będę chory, bo wybiegłem w samej koszulce i dresach.

- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknąłem na niego prosto w twarz – gdzieś ty był?! Wszyscy już dawno wrócili!

- Mogę robić to, co mi się podoba. Nie jesteś moją matką – powiedział zaciskając dłonie w pięści.

- Ale się martwię!

- I po co? Nie potrzebuje tego. Martw się o resztę. Ja tego nie chce.

- Ale ja chce! Przestań patrzyć tylko na swój nos. Są inni dookoła, gdybyś nie wiedział!

Mierzyliśmy się spojrzeniami a ja mokłem coraz bardziej. Jego zawsze idealnie ułożone włosy teraz przyklejały się do twarzy i spływała po nich woda. Wyglądaliśmy jak mopy i gdyby nie to, że byłem zły pewnie bym się zaśmiał.

- I będziemy tak stali całą noc? – zapytał

- Tak dopóki nie powiesz gdzie byłeś

- A co ci do tego?!

- Dużo! Zayn do jasnej cholery zrozum, że Cię kocham! Jak nikogo innego! Jestem gejem a Dani to była przykrywka!

Schował ręce do kieszeni i patrzył na mnie. Nie on mnie znów czarował tymi oczami. 
To nie jest normalne, że ja tak na niego reaguje. W jednej chwili podjąłem decyzje. 
Nieważne były późniejsze konsekwencje. Szybko podszedłem do niego bliżej, położyłem dłoń na jego karku i go pocałowałem. Najpierw w ogóle go nie odwzajemniał, lecz po chwili pogłębił pocałunek. Jego dłonie znalazły się na moich biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie. 
Nagle po prostu mnie odepchnął.

- Ja nie jestem gejem – powiedział ze strachem w oczach i wbiegł do domu.

4 Słowa, które zniszczyły, złamały i zdeptały moje serce, a łzy mieszały się z deszczem…

Tysiące myśli przechodziły, przez moją głowę, najczęstsza ,, skończy z tym” stałem wciąż przed domem. W miejscu, gdzie moje serce odeszło, nadzieja, miłość, przyjaźń, wszystko.
 Trząsłem się z zimna, lecz nie robiło to na mnie większego wrażenia. Wbiegłem do domu, od razu do mojego pokoju. Wyciągnąłem największą walizkę i wrzuciłem wszystkie moje rzeczy. 
Zdjęcia, ubrania, dziennik, kosmetyki i co najważniejsze- żyletki. Resztę spakowałem do kilku mniejszych i szybko znów wyszedłem z domu. Wsiadłem do taksówki i pojechałem na lotnisko. 
Po kilku godzinnym locie poprosiłem taksówkarza, by zawiózł mnie na ulice Camden Rd. 
 Było to jedyne gdzie mógłbym się teraz ukryć bez obawy, że chłopaki mnie znajdą

 -Liam? – zapytała postać, okryta szlafrokiem i do połowy ukryta za drzwiami

-Jeniffer czy mogę u ciebie zamieszkać na kilka tygodni?






Hej.
Wiem, że to może jest średnie, ale lepsze coś nic nic. Nie powiem kiedy zakończę bloga, ale spoko nie będzie to jakiś bliski termin :)
I przepraszam za tak długi czas pomiędzy rozdziałami, ale był mi on potrzebny :)

wtorek, 30 lipca 2013

Informacja

Hej.
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale pojechałam z rodzicami na wakacje. Rozdział nie wiem kiedy się pojawi, ponieważ jest nie mały problem. Mianowicie miałam 14 rozdziałów napisanych na telefonie ( laptop na plaży to nie jest dobry pomysł) i niby wszystko ok, bo jeden rozdział wychodził na prawie 5/6 stron worda. I tu się zaczyna problem. Pękło mi szkiełko z dotykiem w telefonie, a samego szkiełka nie da się kupić, więc przepadło ( rozdziały pisałam jako wiadomości, bo lepiej mi się tak pisało). Rozdziały trochę pamiętam, ale szczegółów które były naprawdę ważne już nie ;cccccccccc   Robię wszystko co w mojej mocy żeby je odzyskać, ale szansę są niewielkie. I  teraz druga sprawa. Zastanawiam się nad zakończeniem bloga. Wybaczcie mi i ty Patryku również ( nie chciałam Ci mówić, bo znam twoją reakcję) Mam coraz mniej czasu, zaraz zaczynam liceum i muszę mieć przynajmniej 4 z pięciu przedmiotów, rozdziały dodaje w długich odstępach czasowych i przez to tracę czytelników. Nie chcę go opuszczać, ale coraz mniej widzę w tym sensu. Przepraszam.
DawnoZapomniana


czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 12 ,,Super, trafiło go "





Obudziłem się kilka minut po 7. Wszyscy jeszcze spali. Mieliśmy jeszcze 6 godzin do wylotu i dlatego zacząłem już nas pakować. Najpierw spakowałem swoje ubrania, kosmetyki i inne przydatne rzeczy typu ładowarka do telefonu, aparat czy kamerę. Zszedłem na dół i zrobiłem śniadanie dla wszystkich i przy talerzach położyłem tabletki na kaca, które wczoraj dla nich przygotowałem. Później zacząłem pakować chłopaków. Zapakowałem im tylko kosmetyki i kilka ubrań, które leżały wyprasowane przy pralce. Tylko moja siostra spakowała się już w nocy. Wszedłem cicho do jej pokoju i zabrałem walizkę. Przy każdym pokoju ustawiłem walizki chłopaków, aby się dopakowali. Spojrzałem na zegarek była już 9, postanowiłem ich obudzić. Najpierw poszedłem do Nicol, później obudziłem Niall’a z Pat, Harry’ego i Louis’a. Kiedy wszedłem do Zayn’a usiadłem na łóżku i przyglądałem mu się chwilę. Był taki piękny, gdy spał. Spojrzałem na rany ukryte za długimi rękawami czarno-fioletowej koszuli. Poczułem piekący ból. Jednak nie przejmując się nim pogłaskałem chłopaka delikatnie po policzku. Mruknął i przeciągnął się niczym leniwy kociak.
-Stary wstawaj. Za 3 godziny musimy być na odprawie na lotnisku – powiedziałem do Mulata.
- Mhm… - mruknął naciągając na siebie kołdrę.
-Zayn, wstawaj.
Nie uzyskałem żadnej odpowiedzi od niego, więc postanowiłem zabrać mu poduszkę oraz zrzucić z niego ciepłą kołdrę.
- Li! Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej?! – krzyknął podnosząc się z łóżka – muszę się jeszcze spako…
- Spakowałem ci wszystko z łazienki, ładowarki i kilka innych rzeczy. Ty musisz sobie tylko ciuchy spakować – przerwałem mu i uśmiechnąłem się szczerze.
- Jesteś aniołem. Dziękuje – odpowiedział przeczesując włosy swoimi palcami i ziewając.
- Wiem – powiedziałem cicho i wyszedłem z jego pokoju.
Na dole panowało jedno wielkie pobojowisko. Wszędzie leżały porozrzucane ciuchy i otwarte walizki. Jedynie Nicol spokojnie siedziała przy bufecie i popijała z kubka kawę. Loczek pomagał Pat zamknąć walizkę, co było nie małym problem, ponieważ ciuchy wręcz wypływały z niej. Louis zastanawiał się czy brać więcej koszul czy zwykłych koszulek i ile wziąć szelek do spodni. Niall przyglądał się białym skarpetką. Zawsze był problem, które skarpetki są kogo. Podszedłem do niego i zabrałem mu swoje oraz zacząłem układać kolejne pary na walizkach chłopaków.
- Liam jak ty to robisz? – dziwiła się moja siostra.
- Eh… Lou nie nosi skarpetek, bo go łaskoczą, więc on jest z głowy. Harry każde skarpetki ma przetarte lekko na pięcie od jego trampek. Niall’a skarpetki nigdy się nie dopierają, bo nie nosi żadnych butów po domu, Zayn nosi z lekkim ściągaczem na śródstopiu, a ja na swoich mam czerwone plamki zrobione sprayem na palcu – odpowiedziałem pokazując jej nasze skarpety.
- Jesteś niemożliwy – rzekła.
Po 2 godzinach i kilku kłótniach wsiedliśmy w busa, który po nas przyjechał i ruszyliśmy na lotnisko. Dotarliśmy dokładnie o 12.00, czekali na nas już Paul oraz moja szwagierka. Kiedy zobaczyły się z Nicole, obie podbiegły do siebie i mocno się przytuliły. Kiedy siostra przedstawiła nas swojej dziewczynie, poszliśmy na odprawę bagażów. Lecieliśmy prywatnym samolotem. Nadal mnie dziwiło, po co nam on, gdybyśmy nie mogli latać tak jak np. niektórzy aktorzy. Mimo że lecieli normalnymi samolotami byli w przedziale 1 klasy, gdzie nikt poza obsługą samolotu nie miał wstępu. Z głową w chmurach wszedłem do samolotu jako ostatni. Pat siedziała z blondynem, Larry jak zwykle razem, a moja siostra ze swoją dziewczyną, na samym końcu siedział Zayn, miał słuchawki w uszach i zamknięte oczy. Cicho usiadłem obok niego i wziąłem się za czytanie książki. Nie zwracałem uwagi na treść, ponieważ głowa śpiącego bruneta znajdowała się aktualnie na moim ramieniu. Do USA mieliśmy 8 godzin, wszyscy odsypiali jeszcze wczorajszą imprezę. Tylko ja i Harry nie spaliśmy. Słuchał muzyki i mocno się nad czymś zastanawiał, wiedziałem to po tym, iż bawił się swoimi palcami u rąk. Kiedy zauważył, że na niego patrzę uśmiechnął się szczerze do mnie, a gdy jego wzrok delikatnie poszedł w dół zobaczył Zayn’a otulonego moim ramieniem. Nawet nie wiem, kiedy go do siebie przytuliłem i czule głaskałem po ramieniu. Spojrzałem na śpiącego chłopaka i zapragnąłem go delikatnie pocałować w te pełne, malinowe usta. Chciałem znowu poczuć ich smak, lecz powstrzymałem się z trudem. Znów napotkałem spojrzenie najmłodszego, jego twarz mówiła wszystko ,,powiedz mu’’. Pokręciłem przeciwnie głową i mocniej objąłem Mulata i nie wiedząc, kiedy moje oczy również zmorzył błogi sen.
-Li… Wstawaj… - poczułem jak ktoś się na mnie patrzy i również potrząsa lekko moim ciałem. Powoli otworzyłem oczy, lecz światła i tak mnie na moment oślepiły. Tym ktosiem okazał się pan Malik, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Stary wstawaj! Jesteśmy w USA! – krzyknął i wyleciał z samolotu pierwszy.
- Paul powiedz, dlaczego nie mogliśmy mieć pierw koncertów w UK? – zapytał Louis.
- Nie było późniejszych miejsc. Po was ma mieć koncert ROOM94, później jakiś znany reżyser teatralny ma przyjechać i wystawiać sztukę –odparł zakładając na siebie szary płaszcz.
 Wstałem ociężale i ruszyłem ku wyjściu. Po odebraniu bagaży mieliśmy nagłe spotkanie z fankami, które czekały na nas od rana. Oczywiście musiałem się na siłę uśmiechać i być miły, co kompletnie mi nie wychodziło. 
 Po 30 min wreszcie dotarliśmy do naszego hotelu. Choć nie był to taki hotel w jakich zazwyczaj nocujemy. Było to jeden, wielki, niebieski dom z lekko żółtą dachówką, w oknach wisiały kolorowe firanki. Przed domem był wielki i cudowny ogród, pełno było różnego rodzaju róż oraz innych kwiatów. Dziewczyny zachwycały się również małym skalnikiem na którym kwiaty tworzyły kolorowe wzory. Po prawej stronie było dużo drzew, i jednoosobowych domków. 
Każdy domek był miniaturką tego domu którego już widzieliśmy lecz były w innych kolorach. 
Nam trafił się żółty z czerwoną dachówką i tulipanami. Jak na wczesną wiosnę kwiaty wyglądały wspaniale.
Wnętrze domu było zupełnie inne, przytulne pokoje mieszały się z rozrywkowymi zabawkami godnymi Paris Hilton. Salon był bardzo przestrzenny i można było z niego wyjść na taras, obok mała, jasna i pełno wyposażona kuchnia oraz 2 łazienki z prysznicami. Na górze znajdowały się 4 pokoje po 2 łóżka. Podział był jak zwykle stały, Niall z Pat, Larry razem, Ja i Zayn no i Nicol z Trish. 
Pokoje mimo małej przestrzeni bardzo mi się podobał. Każdy pokój miał jasną kolorystykę, jedynie łóżka posiadały barwę ciemnego drzewa. Po rozpakowaniu walizek poszliśmy zwiedzić trochę okolicę, kupiliśmy piwo, lody, chipsy i kilka butelek z sokiem. Gdy wróciliśmy zrobiliśmy małego grilla i trochę wypiliśmy. Jedynie moja siostra wydawała się być nieobecna.
 Siedziała zamyślona i przyglądała się jednemu punktowi, którego nie mogłem zlokalizować. 
Po godzinie 23 wszyscy zaczęliśmy sprzątać i kierować się w stronę swoich pokoi. 
Na dworze zrobiło się dość zimno, a wysokie drzewa dodawały mroku okolicy. 
Byliśmy na obrzeżach miasta i za naszym hotelem rozciągał się wielki i ciemny las,
więc krajobraz o tej porze był dość straszny. Wyciągnąłem paczkę papierosów, którą kupiłem,
 kiedy byliśmy w sklepie, oczywiście nie obyło się bez zdumionych min moich przyjaciół, 
tylko Zayn zachowywał się jakby tego nie zauważył. Usiałem na krześle i wdychałem dym do płuc. Zimno zaczęło mi doskwierać i nie sposób było się go pozbyć. Zaczynałem już drugiego papierosa, gdy ktoś się mocno do mnie przytulił od tyłu.
-Nigdy nie paliłeś-powiedziała Nicol.
-Widzisz, ludzie się zmieniają-odpowiedziałem.
- Li – stanęła naprzeciwko mnie – kogo ty próbujesz udawać? Kogo chcesz oszukać?
-Kobieto, o co ci chodzi? Jestem Liam, tylko trochę się zmieniłem. Chyba mam do tego prawo prawda?
- Masz! Do cięcia się też oczywiście masz! – krzyknęła zdenerwowana.
- Skąd wiesz? – zapytałem cicho.
- W sklepie, gdy sięgałeś po chipsy podwinął Ci się rękaw, pyzatym ty nigdy nie nosiłeś ze 40 bransoletek na jednej ręce!
Jej twarz wyrażała ból i smutek, była zdenerwowana, nie ona była wściekła, jej oczy ciskały w moją stronę błyskawicami.
- Nawet nie masz pojęcia… -zacząłem.
-Nie mam pojęcia?! – przerwała mi – Liam mnie też dużo osób nie akceptowało, rodzice mnie wyrzucili z domu, nikt się za mną nie wstawił, byłam sama. Na każdym kroku słyszałam krytykę, 
ale nie poddałam się. Wiesz czemu? Bo nie chciałam nikomu dać tej durnej satysfakcji, że jestem słaba. Oczywiście, że nie raz płakałam, ale w samotności, nigdy przy innych. 
Nie chciałam im pokazywać, że łatwo mnie zranić.
Zaciągnąłem się głęboko papierosem. Milczałem, nigdy nie wiedziałem o tym, 
aby ktoś nie akceptował mojej siostry. Zawsze w oczach rodziny lub znajomych była chodzącym ideałem.
- Liam, jesteś moim bratem. Wiem, że to nie był pierwszy raz. Zrozum, że mnie też to boli, nawet chyba bardziej niż Ciebie. Nie potrafię Ci pomóc, co mnie jeszcze bardziej dobija. 
Myślisz, że jak zakryjesz rany rzemykami to i ty i ja przestaniemy o tym myśleć? 
A dziś? Było prawie 20 stopni w cieniu a ty w długim rękawku. Boli mnie ten widok braciszku. Jestem twoją siostrą, chcę Cię bronić przed całym złem, ale jeżeli ty będziesz okazywał słabość to na nic moja pomoc.
Przerwała i złapała mnie mocno za nadgarstek. Syknąłem z bólu, rany okropnie zapiekły a w oczach pojawiły się łzy. Chciałem zabrać rękę, lecz mocno mnie trzymała.
-Czemu się wyrywasz? Przecież lubisz ból. Li, jeszcze nie raz ktoś nas skrzywdzi, nie raz będziemy płakać, nie raz ktoś nas odtrąci lub zostawi czy okłamie, nie raz będziemy mieć prawdziwego doła, ale nigdy nie okazuj, że jesteś słaby. Jest to najgorsze, co możesz zrobić. 
Pokaż, że masz twarz, że nie jesteś marnym człowiekiem, pokaż ile jesteś wart. 
Pamiętasz, kiedy wróciłam taka zła ze szkoły, że potłukłam wazon od babci.
- Tak –zaśmiałem się krótko – Mama i tak go nie lubiła i była ci wdzięczna.
- Właśnie. Tego dnia Eva ośmieszyła mnie przed całą szkołą, nie powiem Ci w jaki sposób, 
ale oczekiwała mojego załamania i braku chęci do życia. A ja zrobiłam na odwrót. 
Na drugi dzień uśmiechałam się od ucha do ucha i byłam jak zwykle umalowana i miałam odpowiednio dobrane ciuchy. Tą czarownica szlag jasny trafił, gdy zobaczyła mnie uśmiechniętą. Uwierz mi ten widok jest lepszy od tego, gdy ktoś patrzy na ciebie, gdy uważa Cię za słabego człowieka. Powtarzam pokaż, że jesteś wartościowym człowiekiem i nie zwracasz uwagi na ludzi, którzy ci po prostu czegoś zazdroszczą. Jeżeli ktoś Cię odtrąca to choćbyś go kochał do szaleństwa to ta osoba na ciebie po prostu nie zasługuje.
Nie wiedziałem co powiedzieć, wiec po prostu przytuliłem ją z całych sił. 
Jej małe i chude ciało przyległo do mojego, pocałowałem ją w czoło i szepnąłem:
-Dziękuje.


Na drugi dzień musieliśmy wstać wcześnie i jechać na próby, po kilku godzinnych męczarniach pojechaliśmy z dziewczynami na obiad do włoskiej restauracji, nie obyło się od napadu fanek i musieliśmy się ewakuować o dwie przecznice dalej, aby je zgubić i zjeść w spokoju. 
Kelnerki w obydwóch restauracjach pożerały Lou, Hazze i Malika wzrokiem.
 Ich spojrzenie mówiło tylko jak bardzo chcą spędzić noc z moimi przyjaciółmi. 
Później ruszyliśmy na zakupy, kobiety oczywiście dostały szału, gdy zobaczyły buty i resztę ciuchów, spędziły po kilkanaście minut w przebieralniach przymierzając tylko 3 rzeczy. 
Oczywiście my musieliśmy oceniać czy wyglądały w danych ciuchach dobrze czy nie. 
Kiedy wyszliśmy każda z nich miała po kilka toreb w obydwóch dłoniach, Malika zgubiliśmy gdzieś na dziale z kosmetykami do włosów, kiedy weszliśmy do znanej drogerii, dziewczyny znowu oszalały na widok lakierów do paznokci i innych kosmetyków. Niall poszedł po mały prezent 
dla swojej dziewczyny albowiem dziś mijał miesiąc odkąd są ze sobą. Bardzo długo zastanawiał się nad podarunkiem dla ukochanej i oboje wymyśliliśmy delikatną, srebrną bransoletkę z sercem, 
a w nim wygrawerowane ich inicjały. Lou udał się po zabawki dla swoich sióstr i jakieś perfumy dla swojej mamy, bo w dniu koncertu miała urodziny. Louis ucieszył się, gdy każdy z naszej bliskiej rodziny dostał bilety VIP na nasz koncert oraz na podróż samolotem. 
Ja i Harry weszliśmy do sklepu z obuwiem sportowym i oglądaliśmy buty, Loczek uparł się na kolejną parę trampek, a ja zapatrzyłem się w Air Maxy. Kiedy Hazza podchodził do mnie z piątą parą conversów podeszła do nas młoda dziewczyna, miała długie i mocno kręcone brąz włosy, na nosie prostokątne okulary i szczery uśmiech. Ubrana była w uniform ze sklepu, w którym byliśmy
- Hej. Pomóc wam w czymś? – zapytała wesoło.
- Tak czy macie może fiole… - przerwał Styles odwracając się na wprost dziewczyny. 
Zaniemówił. Super, trafiło go.
Dziewczyna pstryknęła mu przed nosem palcami i chłopak powrócił na ziemię.
- Fioletowe są – zaśmiała się uroczo- A tak w ogóle to Suzi jestem- uśmiechnęła się i podała nam swoją drobną dłoń.









Rozdział dedykuję Johann i jej siostrze. Oraz wszystkim osobą, które mają styczność z problemem Liama. Nie wiem czy opisałam wszystkie uczucia głównego bohatera, lecz jego siostry na pewno. Nie róbcie tego, osoby które was naprawdę kochają cierpią, gorzej niż wy. Porozmawiajcie szczerze, znajdźcie zajęcie które zastąpi wam krzywdzenie się. Nie warto tego robić. Owszem życie jest do dupy i niektórzy ludzie to zwykłe kur*y, ale dzięki osobą dla których coś znaczymy, nasze życie jest lepsze. Jeżeli chciałby ktoś ze mną o tym porozmawiać, lub się o cokolwiek zapytać tu jest mój e-mail dawnozapomniana257@gmail.com
Chcę pomóc, bo wiem, że zarówno dla osób które się krzywdzą jak i dla tych których tną się najbliższe osoby nie jest to łatwe. Sama dobrze o tym wiem.


 Kate, don't be angry on your sister. Talk to her, she really loves you and does not want to lose you. If you want reach for something sharp you just go for her. Talk to her or cry nestled in the arm. Trust me, it'll be better. Kisses, Weronika