piątek, 6 września 2013

Rozdział 13 (...) Zrozum, że Cię kocham!



I tak oto nasz Hazza się zakochał. Nie widział nic prócz Suzi. Oczywiście dostała bilety na nasze koncerty. Przyszła z dwiema przyjaciółkami, które miały być dla mnie i Louisa. Lecz oboje stwierdziliśmy, że jedyne co może nas łączyć to wspólna koleżanka. 
‘’Moja dziewczyna’’ miała na imię Tamara, wysoka szatynka z długimi włosami i zielonymi oczami. Była dość miła, lecz bardzo irytował mnie jej okropny chichot. Śmiała się ze wszystkiego, opowiadałem jej o koncertach i fankach, które na nich płaczą, zaczęła chichotać i mówić,
 że ona by wyła z rozpaczy na mój widok na ich miejscu. Nie lepsza była kandydatka dla Lou, 
która wyglądała identycznie jak on prócz długości włosów. Okazało się, że Lidia miała obsesję na punkcie naszego zespołu i była psychofanką Louisa. Biedni my zwinęliśmy się zza kulis szybciej niż stado głodnych tygrysów. 

2 tygodnie później wszyscy poszli do klubu włącznie z nowo poznanymi dziewczynami.
 Zostałem w domku i szykowałem wszystko na nadchodzącą godzinę…

Kilka godzin wcześniej

Siedziałem na balkonie ze szkicownikiem bazgrząc coś, co według mnie nie miało jakiekolwiek sensu. Poczułem w pewnym momencie, że ktoś mnie obserwuje, kiedy podniosłem wzrok nad swój zeszyt napotkałem te piękne, czekoladowe oczy.

-Hej Zayn – powiedziałem z uśmiechem na ustach.

-Hej Li – również odpowiedział mi uśmiechem.

- Jakieś plany na dziś? – zapytałem, choć dobrze znałem odpowiedź.
 Codziennie, prócz dni przed i po koncercie chodziliśmy do klubów, lecz ja zwykle zostawałem 
w swoim tymczasowym pokoju z obawy spotkać Tamarę, która przyczepiła się do mnie jak rzep psiego ogona.

- No pewnie! – wyszczerzył się do mnie zapalając papierosa – dziś idziemy do Green Nights.

- Tamara idzie? – zadałem pytanie z nadzieją na odpowiedz przeczącą, lecz Zayn opacznie zrozumiał mój ton głosu.

-Uuuuuu nasz Liam się zakochał? – zaśmiał się i zaczął robić jakieś dziwne gesty mające na znaczeniu seksualnym.

- Do czego to doszło, – westchnąłem – że człowiek nie może się spokojnie spytać, bo już go posądzają o miłość.

- Oh, Liamie chce być waszym świadkiem i chrzestnym twojego pierwszego synka – zaczął marzyć z uniesionym palcem w górze – na drugie musi mieć Zayn, może uzyska dzięki temu talent do podrywania dziewczyn oraz wspaniałe ciało i głos, będę go uczyć wszystkiego – wyszczerzył się jeszcze bardziej.

- Oj zamknij się bałwanie – zaśmiałem się i rzuciłem w niego poduszką z fotela.

- Dzięki kochasiu za podusię, choć powinieneś zadbać, aby to Tamarze nie zabrakło poduszeczki – uśmiechnął się i usiał na poduszce dopalając papierosa.

Jak zaczarowany zacząłem rysować Zayna z profilu palącego marlboro w jego ulubionej skórzanej kurtce. I nawet nie zorientowałem się, kiedy ktoś za mną stanął.

- Powiedz mu, najlepiej jak najszybciej – powiedział Hazza szeptem.

Podskoczyłem upuszczając szkicownik oraz ołówek. Chłopak usiadł naprzeciw mnie i dopiero wtedy zobaczyłem, że Mulata już nie ma na balkonie.

-Stary, ile będziesz to ciągnął? On pozatym myśli, że podoba Ci się ta dziewczyna z inteligencją buta.

- Harry dobrze wiesz, że nie jest to łatwe… - westchnąłem podnosząc swoje rzeczy.

- Jest łatwe, jest łatwe jak zabranie dziecku lizaka. Tylko ty nie chcesz Liam zaryzykować, 
bez ryzyka nie ma życia – powiedział patrząc prosto w moje oczy – dziś idziemy do klubu, ty zostaniesz w domku i przyszykujesz dla was kolacje, tylko nie rób cukierkowej scenerii z filmów, 
bo się wystraszy. Ja się go jakoś pozbędę z imprezy i wróci do domu. I kiedy przyjdzie macie usiąść przy stole, wpieprzać twoje wspaniałe jedzenie i wyznać sobie wszystko.

Patrzyłem na niego oniemiały. Przecież ten plan nie wyjdzie. Jestem dla niego zwykłym przyjacielem 
i nikim więcej, choć nie raz chłopaki z nas żartowali, że ja jestem mężem a on żoną, ale to były zwykłe i głupie żarty. Przyglądałem się swoim dłonią i analizowałem wszystkie za i przeciw.

- Dobra. Zgadzam się- powiedziałem, na co loczek zareagował wielkim uśmiechem- ale jeżeli zniszczy to moją przyjaźń z nim to osobiście masz mnie pilnować przed moją głupotą.

-Obiecuje, obiecuje, obiecuje – wstał i przytulił mnie mocno – ale ja sądzę, że nie będę Ci potrzebny – puścił do mnie oko i wyszedł z pokoju.

 I w ten oto sposób właśnie skończyłem przygotowanie na przyjście Zayna. Musiałem być pewny siebie i opanowany. ,,Spokojnie, to jak wyrwanie zęba. Trzeba zrobić to spokojnie bez zbędnych krzyków, lecz szybko” powtarzałem w myślach bez końca. Spojrzałem na pokój, był lekko oświetlony przez kilka świec na stole, ławie oraz innych meblach. Starałem się tak postawić dzisiejsze źródło światła, aby nie spalić przy okazji domu oraz siebie. Na stole stało już wino i sałatka warzywna, 
jaką lubi Zayn. Biały obrus, czerwone i żółte tulipany, niebieskie serwetki oraz wcześniej wspomniane świeczki tworzyły naprawdę super atmosferę. Gdy tak rozmyślałem nad dzisiejszym wyznaniem usłyszałem kaszel palacza oraz poczułem mieszankę perfum Calvina Kleina z Lacoste
i wiedziałem, że teraz już muszę się wziąć w garść. Wszedł do pokoju powoli i uważając na każdy stawiany krok, pewnie myślał, że śpię.

- O… Nie śpisz? – Ha, moja intuicja nigdy mnie nie zawodzi, rozejrzał się po pokoju, 
a gdy jego spojrzenie zeszło na stół powiedział:

- Czyżbym w czymś przeszkodził?

- Nie… Właściwie to czekałem na…

- Niech zgadnę. Wystawiła Cię. – przerwał mi, a ja wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia, czyżby było to oczywiste, że każda dziewczyna mnie wystawi?

- Dobra, nieważne. Odgrzej kurczaka to zjemy go razem – uśmiechnął się do mnie szeroko i podszedł do stołu, otworzył wino i nalał nam do kieliszków.

Kiedy usiedliśmy razem i zaczęliśmy jeść chciałem jakoś zacząć rozmowę, lecz skutki były fatalne.

-Czemu przyszedłeś wcześniej? – zapytałem wkładając sobie kawałek mięsa i sałatki do ust.

- Szczerze? Nie miałem ochoty iść z nimi do durnego klubu, gdzie niewiadomo skąd pojawiła się Perrie – odpowiedział przesłodzonym głosem i napił się z kieliszka.

Perrie?! Kuźwa czy Harry oszalał już do reszty?

- Ale gadałeś z nią czy cokolwiek? – niepokoiłem się, że pomysł Hazzy zaszedł za daleko, w końcu nie było to łatwe rozstanie dla Zayna.

- Nie. Weszliśmy do klubu i zobaczyłem z daleka jakąś dziewczynę, a gdy podszedłem parę kroków bliżej zobaczyłem Perr. Zdziwiłem się, bo przecież powinna być w Anglii i nagrywać teledysk do ich nowej piosenki z tego, co wiem, a nie szlajać się po klubach z jakimiś fagasami.

,, Zabiję go” to jedyne zdanie teraz było w mojej głowie.  Oczywiście po zjedzonej kolacji poszliśmy do swoich pokoi, lecz po godzinie wpatrywania się w sufit i po nieudolnych próbach zaśnięcia udałem się do pokoju Zayna.

- Li? Co ty tu robisz?- zapytał szeptem mulat podnosząc się na łokciach.

-Wybacz, miałem głupie myśli i nie chce zostawać sam- skłamałem gładko, dobrze, że było ciemno
 i nie zobaczył moich rumieńców, które zawsze mnie zdradzają, kiedy kłamię.

-No pewnie, że nie chcesz być sam. Ładuj się koło mnie, ja też nie mogę spać-powiedział robiąc miejsce dla mnie i odchylając trochę kołdrę.

Usnąłem nawet nie wiem, kiedy, lecz obudziłem się bardzo wcześnie, po cichu zszedłem na dół,
 ale w kuchni już czekał na mnie Harry z zaciekawieniem wypisanym na twarzy.

-I jak noc? –zapytał z chytrym uśmieszkiem.

-Nijak, nie powiedziałem mu, nawet nie dał mi dojść do słowa – powiedziałem obojętnie nalewając sobie kawy do kubka.

- No nie gadaj… Tyle się namęczyłem, żeby wyszedł z klubu…

-Właśnie- przerwałem mu- co cię skłoniło, żeby zapraszać do klubu Perrie

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, ale po chwili lokaty wybuchł śmiechem.

- Czyli się nabrał! Hahahaha, to dobrze – śmiał się nadal jedząc ciastko i brudząc się przy okazji czekoladą to nie była Perrie, kilka dni temu spotkałem koleżankę ze szkoły, która przeprowadziła się tutaj z rodzicami, jest wschodzącą aktorką, a pozatym wygląda prawie tak samo jak Edwards.

- No to ci się udało stary, Zayn był wściekły wczoraj, że ją widział.

Nie wiedziałem co czuję, różne emocje mną targały, byłem jednocześnie szczęśliwy z tej wczorajszej nieudanej kolacji, ale byłem zły na Hazze za to, że wkurzył Malika. Bez słowa udałem się do swojego pokoju. Włożyłem do uszu słuchawki i położyłem się na łóżku, a towarzyszący mi głos Zary Larsson, skłonił mnie do myślenia o wczorajszym wieczorze. Zastanawiałem się czy to wszystko dalej ma jakikolwiek sens, nie jesteśmy już tymi samymi chłopakami, którzy byli przed wygraną w X-factorze. Później moje myśli skierowały się na tor zwanym Zayn Malik. Okropnie się na siebie wkurzałem za to, iż jestem takim tchórzem i nie potrafię wyznać mu swoich uczuć, przecież to powinno być łatwe, lecz dla mnie jest to jak zjedzenie łyżki cynamonu. Westchnąłem cicho i spokojnie zasnąłem. Obudziłem się około 9 wieczorem, zszedłem na dół i zobaczyłem Niall’a i Pat siedzących na kanapie.


-Wyszli – powiedział Niall, kiedy usiałem na kanapie obok nich.


- Chłopaki chcieli iść się porządnie napić, więc Malik poszedł ich pilnować, a my zostaliśmy – dopowiedziała Pat.


Po kilku godzinach wrócił Hazza z Suzi i zamknęli się w pokoju, po dość głośnych krzykach wiadomo było, co robili, za nimi jakieś 30 min później wrócił Louis z jakąś dziewczyną i usiedli z nami przed telewizorem. Około godziny 12 wszyscy rozeszli się do pokojów. 

Włączyć proszę piosenkę na górze! 
Lepiej się czyta.
 
Usiadłem na parapecie, gdy nagle błyskawica przecięła ciemne niebo. Na dworze szalała burza, a jego wciąż nie było. Spojrzałem na zegarek, była już 3 w nocy. Reszta już dawno wróciła tylko nie on. Martwię się o niego. Siedziałem po cichu w pokoju i przyglądałem się kroplom deszczu na szybie. Myślałem o tej całej trasie. Nie byłem nadal przekonany czy to dobry pomysł. Przez rok mamy mieć tylko 3 tygodnie wolnego. Ja wiem, że jest to cena sławy, ale martwiłem się, że sam nie wytrzymam psychicznie ani fizycznie. Otworzyłem lekko okno i poczułem zimne krople wody na skórze. Choć trochę mnie to uspokoiło, ale nie na długo. Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem Malika, szedł spokojnie z rękami w kieszeniach i mókł na deszczu. Szybko wybiegłem z pokoju, o mało nie zabijając się o schody i wybiegłem na ulice. Nie przejmowałem się tym, że lało jak z cebra, było mi zimno i pewnie będę chory, bo wybiegłem w samej koszulce i dresach.

- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknąłem na niego prosto w twarz – gdzieś ty był?! Wszyscy już dawno wrócili!

- Mogę robić to, co mi się podoba. Nie jesteś moją matką – powiedział zaciskając dłonie w pięści.

- Ale się martwię!

- I po co? Nie potrzebuje tego. Martw się o resztę. Ja tego nie chce.

- Ale ja chce! Przestań patrzyć tylko na swój nos. Są inni dookoła, gdybyś nie wiedział!

Mierzyliśmy się spojrzeniami a ja mokłem coraz bardziej. Jego zawsze idealnie ułożone włosy teraz przyklejały się do twarzy i spływała po nich woda. Wyglądaliśmy jak mopy i gdyby nie to, że byłem zły pewnie bym się zaśmiał.

- I będziemy tak stali całą noc? – zapytał

- Tak dopóki nie powiesz gdzie byłeś

- A co ci do tego?!

- Dużo! Zayn do jasnej cholery zrozum, że Cię kocham! Jak nikogo innego! Jestem gejem a Dani to była przykrywka!

Schował ręce do kieszeni i patrzył na mnie. Nie on mnie znów czarował tymi oczami. 
To nie jest normalne, że ja tak na niego reaguje. W jednej chwili podjąłem decyzje. 
Nieważne były późniejsze konsekwencje. Szybko podszedłem do niego bliżej, położyłem dłoń na jego karku i go pocałowałem. Najpierw w ogóle go nie odwzajemniał, lecz po chwili pogłębił pocałunek. Jego dłonie znalazły się na moich biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie. 
Nagle po prostu mnie odepchnął.

- Ja nie jestem gejem – powiedział ze strachem w oczach i wbiegł do domu.

4 Słowa, które zniszczyły, złamały i zdeptały moje serce, a łzy mieszały się z deszczem…

Tysiące myśli przechodziły, przez moją głowę, najczęstsza ,, skończy z tym” stałem wciąż przed domem. W miejscu, gdzie moje serce odeszło, nadzieja, miłość, przyjaźń, wszystko.
 Trząsłem się z zimna, lecz nie robiło to na mnie większego wrażenia. Wbiegłem do domu, od razu do mojego pokoju. Wyciągnąłem największą walizkę i wrzuciłem wszystkie moje rzeczy. 
Zdjęcia, ubrania, dziennik, kosmetyki i co najważniejsze- żyletki. Resztę spakowałem do kilku mniejszych i szybko znów wyszedłem z domu. Wsiadłem do taksówki i pojechałem na lotnisko. 
Po kilku godzinnym locie poprosiłem taksówkarza, by zawiózł mnie na ulice Camden Rd. 
 Było to jedyne gdzie mógłbym się teraz ukryć bez obawy, że chłopaki mnie znajdą

 -Liam? – zapytała postać, okryta szlafrokiem i do połowy ukryta za drzwiami

-Jeniffer czy mogę u ciebie zamieszkać na kilka tygodni?






Hej.
Wiem, że to może jest średnie, ale lepsze coś nic nic. Nie powiem kiedy zakończę bloga, ale spoko nie będzie to jakiś bliski termin :)
I przepraszam za tak długi czas pomiędzy rozdziałami, ale był mi on potrzebny :)